poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 5

Trochę krótszy rozdział 5. Mam teraz ferie więc postaram się jeszcze dodać rozdział 6 może 7 .
Buziaki
Vicki
********Dziś dzień dożynek .  Z rozmów z Jo i Haymitchem wiem ,że  Maysilee i Holly mimo wszystko wezmą w nich udział. Moja przyjaciółka nawet specjalnie pojechała do Kapitolu by coś ugrać lecz nic z tego. Snow był nie ugięty. Jak to powiedział „Nie będzie zwalniać każdego dziecka z dożynek bo niedługo nie będzie zabawy”. Podobno zaczął się śmiać tak jak przy rozmowie z nami. Dalej nie wiemy kto będzie mentorem 1,5,6,8,9 i 10. Jednak nie to mnie dziś interesuje najbardziej. Najbardziej boję się spotkania z tymi dziećmi ,które zostaną wysłane na śmierć. Po rebelii w naszych szkołach rozpoczęto treningi by dzieci były bardziej  „wysportowane”. Wiedziałam ,że miało to inny cel na zaś gdyby znów wybuchło powstanie czy też wznowili by igrzyska. Przynajmniej o tyle lepiej ,że będą choć trochę przygotowani. Szczerze mówiąc myślę ,że Snow urządzi najbardziej krwawe igrzyska w historii Panem. A to wszystko tylko po to by nacieszyć Kapitolińczyków. Mimo upływu lat i przeprowadzek tam mieszkańców dystryktów dalej uważam ich za dziwaków. Gdy wstałam Peety już nie było. Po naszym powrocie do domu wziął urlop w piekarni ,która od czasu naszego porwania nie funkcjonowała. Postanowił zaangażować się jeszcze bardziej w życie rodzinne i towarzyskie. Zapewne siedzi z dziećmi ubrany w garnitur, a nasze skarbki w odświętne ubranka. Spojrzałam na zegar. W pól do dwunastej! Za piętnaście minut musimy być na placu przed Pałacem Sprawiedliwości. Jak zwykle Peeta był gotowy się spóźnić tylko dlatego żebym ja się wyspała. Szybko wskakuję pod prysznic . Kąpię się i niemalże prawie się nie wycierając ubieram piękną sukienkę ,którą jakiś czas temu podarowała mi mama. Przypinam broszkę z kosogłosem i zbiegam na dół. Tam już czeka na mnie cała rodzina.
-Jak zwykle ostatnia. -Śmieje się pod nosem Will
-Willow. –mówi mój mąż surowym tonem
-Tato ,choć bo się spóźnimy.
Po tych słowach pośpiesznie wychodzimy z domu. Po drodze zachodzimy do Effie ,która dziś nie tylko odprowadza Maysilee i Holly ale także pełni swoją rolę sprzed rebelii.  Wygląda olśniewająco. Bardzo się zmieniła po rebelii. Stała się normalna. Choć dalej ma problemy z wymową*. Idziemy weseli , szczęśliwi jakbyśmy zapomnieli o Igrzyskach. Lecz atmosfera znika po dojściu na plac. Razem z Effie odprowadziliśmy dziewczynki i wszyscy razem poszliśmy w kierunku tylnego wejścia ,które zaprowadzi nas na scenę. Burmistrz już na nas czeka. Przyszliśmy na styk, ponieważ gdy do niego doszliśmy drzwi się otworzyły co miało oznaczać, że pora już zaczynać. Zajęliśmy swoje miejsca, a Effie podeszła do mikrofonu i zaczęła swoją słynną mową.
-Witajcie! Witajcie! Witajcie ! Pomyślnych Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja. Nim zaczniemy puścimy wam film ,który przywieźliśmy wprost z Kapitolu
Tymi słowami na ekranie pojawia się film. Inny niż dotychczas. W tym czasie mam okazję przyjrzeć się dzieciom. Film się kończy, a Effie musi wylosować trybutów reprezentujących nasz dystrykt.
- I nadszedł czas byśmy wybrali dzielnego młodego mężczyznę i kobietę których spotka zaszczyt reprezentowania Dystryktu Dwunastego.  Jak zwykle kobiety mają pierwszeństwo.
Podchodzi do kuli z małymi karteczkami. Wkłada dłoń i zaczyna mieszać. Chwyta jakąś karteczkę. Podchodzi do mikrofonu i ze łzami w oczach mówi :
-Maysilee Abernathy- po tych słowach zaczęłam głośno płakać, przez zaszklone oczy widzę jak drobna brunetka podchodzi do swojej mamy
 -Czy są jacyś ochotnicy? –pyta cicho do mikrofonu , już się poddała gdy nagle słychać stanowcze
-Zgłaszam się na trybuta –mówi czyjś głos na początku go nie rozpoznaje lecz później uświadamiam sobie kto to jest. Will. Już nic nie mogę zrobić.
-A więc mamy ochotniczkę.-po minie Effie widać wszystko jako matka jest szczęśliwa ,że jej dziecko nie będzie brało udziału w igrzyskach, a jako przyjaciółka rodziny nie chce ,żeby to Will była ochotniczką lecz mimo wszystko musi kontynuować ,ponieważ transmitują to na żywo dla całego Panem-  Oto trybutka ,która będzie reprezentować nasz dystrykt. Willow Mellark. –jej głos się załamuje ale próbuje być silna by dokończyć dożynki - Teraz czas na mężczyznę.  Podchodzi do drugiej kuli i już nie mieszając bierze pierwszą kartkę z brzegu.  Wraca na swoje miejsce i odczytuje nazwisko.
- Andrew Lothy. Choć  tu do nas. –widzę chudego chłopca na oko 15/16 lat idzie szybkim krokiem na scenę ,a gdy podchodzi do Effie kończy już by czym prędzej zabrać ich do pałacu – A więc o to nasi tegoroczni trybuci Willow Mellark i Andrew Lothy.  Pomyślny Igrzysk i niech los zawsze wam sprzyja.






4 komentarze:

  1. Fajny pomysł na opowiadanie, dużo się dzieje i bohaterowie są ciekawie zbudowani. Zapraszam też do mnie: https://www.fryzomania.pl/category/meble-fryzjerskie-panda Może znajdziesz coś dla siebie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział proszę o komentarz.Jest to mój pierwszy blog i jestem ciekawa co myślisz o tym co pisze i jak.Przyjmę za równo krytykę jak i pozytywne komentarze.
Victorie