poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 2

-Panie i panowie, Siedemdziesiąte Szóste Głodowe Igrzyska ogłaszam za otwarte!-rozlega się męski głos.
Stoję przed ogromnym ekranem w Centrum Operacyjnym Igrzysk. Kamera nagrywa zawodników stojących już na arenie. Kątem oka zauważam Rye,który smutno patrzy błagalnym wzrokiem w stronę siostry jakby zaraz miał wykrzyczeć "Nie rób tego". Lecz ona nie patrzy w jego stronę realizuje tylko swój plan. Liczy na to, że jeśli zdobędzie łuk dadzą sobie radę. Od dziecka mówiono jej, że jest urodzoną wojowniczką. Dlatego postanowiła, że uratuje go za wszelką cenę tak jak ja Peete podczas pierwszych igrzysk. Różnica jest tylko taka, że my nie mieliśmy szans. Patrzę przygotowują się do biegu. Teraz słyszę tylko :
-5,4,3,2,1 i zagłuszający huk armaty
Startują Willow biegnie do rogu. Zdobywa łuk i stara się uciekać, ale dopada ja trybutka z 1-ki. Już nie żyje, dostała nożem. Nagle kamera przechodzi na mojego syna, który stoi jak słup soli na miejscu startowym.
-Rye, ruszaj się!  -Drę się zapominając o tym, że jestem w ośrodku dla sponsorów i mentorów.
To samo krzyczy moja córka. Biegnie w jego kierunku z łukiem. Jest jeszcze daleko. Dopada go zawodowiec, który przebiegł bez żadnej broni. Zaczęła się bójka.  Wygrywa Rye, trybut z 2-ki przecenił swoje możliwości.
-Nie tak łatwo wygrać z Mellarkami -mówię pod nosem z uśmiechem
Nagle zawodowiec osuwa się na ziemię. Przebiła go strzała Will.
-Rye uciekamy szybko, w stronę lasu! -Wykrzykuje, lecz coś jest nie tak kuleje.
Dostała nożem w nogę. Próbuję biec, gdy nagle w jej stronę biegnie ktoś z oszczepem. Rzuca. Trafia.
-Nie, Will, proszę nie!- krzyczę choć wiem, że mnie nie usłyszy.
-Kochanie?? To tylko sen. Will śpi,  Rye też. Spokojnie. Jestem tu.- Otula mnie ramieniem i całuje w policzek. -Katniss co się tobie śniło?
-Willow,Rye,Igrzyska -mówię jak omamiona przez łzy
-Nie płacz, nic im się nie stanie.
-Na pewno? -pytam załamującym się głosem
-Tak. Idź spać. Ciiiii, uspokój się. Jestem przy tobie.
Po tym zdaniu zasypiam od razu.
**
Obudziłam się jak zwykle o poranku, ale Peety już nie było. Zmartwiłam się ogromnie ,bo dziś jest niedziela ,a w niedziele piekarnia jest zamknięta. Szybko się ubrałam i wyszłam pośpiesznie z domu ,ale przedtem zajrzałam jeszcze czy na pewno go nie ma. Poszłam w kierunku piekarni ,mimo wszystko chciałam zobaczyć, czy nie poszedł przypadkiem tam. Wiem,że to miejsce na niego źle działa, ale nie mogę zabronić mu tam chodzić. To w końcu był jego dom. To tam mieszkał z rodziną przez tyle lat. To z tamtym miejscem ma tyle wspomnień. Złych i dobrych ,ale wszystkie są związane z jego rodziną. Nie mogę pozwolić mu o nich zapomnieć. W końcu to moja wina. Ich śmierć. Ludzi 12-ki. Umarli przez moją głupotę. Zaczynam głośno płakać z bezsilności. Jak mogłam być taka głupia. To przeze mnie Annie nie ma męża,a Finn ojca. Moją winą jest śmierć niewinnych,bezbronnych osób. Zasłużyłam na śmierć. Bolesną. Gdy dochodzę do piekarni zastaję otwarte drzwi. Szybko wbiegam do środka.
-Peeta ? Jesteś tu ? George* ? -Krzyczę z przerażeniem
Gdy zaczynam szukać nagle za mną zamykają się drzwi.
-Halo?! Jest tu ktoś?
Ktoś zakleja mi usta jakimś wacikiem z czymś pachnącym bardzo słodko.Pamiętam ten zapach. Przypomina mi to arenę. Wszystko zaczyna kręcić się wokół mnie. Powoli słabnę. Nagle zauważam ich. Stoją w kącie pod osłoną mroku. Nagle obraz mi się rozmazuje i widzę jak Peeta się wyrywa i krzyczy moje imię lecz jednak ja nie mogę. Przypomina mi się obraz z czasów rebelii,kiedy Peeta nagle pojawia się na ekranie zmizerowany jak nigdy dotąd. Wygląda jakby ważył kilkanaście kilo. Kości wystawały mu wszędzie. Nie zapomnę nigdy tego widoku i jeszcze ta rozpacz w oczach bezradność. Samotna łza. Tak jak teraz. Wszystko wraca. To wszystko moja wina. To przez ten koszmar, którym zbudziłam go w środku nocy.Musiał przypomnieć sobie o tym całym koszmarze, który mu wyrządziłam. Pewnie, dlatego jest teraz tu w tym miejscu.Dlaczego ranię wszystkich ,których kocham ? Tracę świadomość i w tym momencie słyszę tylko okropny śmiech. Doskonale wiem do kogo on należy. Takich ludzi jak on i jego ojciec się nie zapomina.






*Patrz ----> Bohaterowie




1 komentarz:

  1. Po pierwsze... Gerorge, patrz bohaterowie. Emmm... nie. Powinnaś najpirw przedstawić bohatera, a nie spodziewać się, że wszyscy zaoznają się z treścią każdej podstrony.
    "Tracę świadomość" Było zostać w domu xd

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś rozdział proszę o komentarz.Jest to mój pierwszy blog i jestem ciekawa co myślisz o tym co pisze i jak.Przyjmę za równo krytykę jak i pozytywne komentarze.
Victorie